Od ostatniego pobytu dłuższego wyjazdu minęły cztery miesiące, kiedy spędziliśmy tydzień na tunezyjskiej wyspie Dżerba. Od powrotu praktycznie do końca ubiegłego roku nie odbyliśmy żadnej dłuższej podróży, a jedynie kilka jednodniowych wyjazdów w okolice Wrocławia.
6 listopada 2020 roku przejdzie do historii jako dzień, który podciął Polakom skrzydła. Wtedy możliwość rezerwacji noclegów została mocno ograniczona (możliwe były m.in. noclegi służbowe), dlatego też planowane górskie wojaże zostały odłożone na półkę. Czas pokazał, że na kolejną okazję musieliśmy czekać ponad trzy miesiące, kiedy 12 lutego ponownie otwarto hotele i zezwolono na przyjmowanie gości w reżimie sanitarnym.
- Gdzieś na szlaku - początek 2021 roku sprzyjał górskiemu wędrowaniu.
Zniesienie restrykcji związanych z noclegami dla wielu było szansą na wyrwanie się z klatki, którą stanowiło miejsce zamieszkania. My również postanowiliśmy skorzystać z tej okazji i wybrać się w kolejną podróż po górach tym razem przedłużyć wyjazd o kilka dni i spędzić komfortowy nocleg w hotelu.
- Mercure Jelenia Góra - ucieszył nas ten widok.
Przeprowadziliśmy przyśpieszony przegląd serwisów hotelowych i obserwując jak wolne pokoje znikają niczym świeże bułeczki - postanowiliśmy działać. Miejsce, które wybraliśmy to dobrze znany nam hotel Mercure w Jeleniej Górze. Jest w nim wszystko czego szukaliśmy - restauracja z szeroką ofertą gastronomiczną, darmowy dostęp do internetu oraz... basen. Cena oferty obejmowała śniadania.
Do Jeleniej góry przybyliśmy, ale zdobyć Śmielec. Ostatni odcinek szlaku jest wyzwaniem, do którego trzeba było się przygotować, dlatego możliwość wyspania się tuż pod górami była dla nas istotna.
Przyjechaliśmy wieczornym pociągiem z Wrocławia. Do hotelu udaliśmy się pieszo, gdyż jest to zaledwie kilkanaście minut spacerkiem. Wcześniejsza rezerwacja online pozwoliła nam zaoszczędzić czas w recepcji. W obszernym lobby znajduje się część wypoczynkowa, kilka stolików, recepcja i bar. Można było skorzystać z zaledwie kilku miejsc siedzących.
W Recepcji poinformowano nas na temat obecnych zasad panujących w hotelu. Jedną z pierwszych decyzji było zamówienie śniadania do pokoju (istnieje możliwość zejścia do restauracji rano i zabrania jedzenia do pokoju). Nie potrafiliśmy wyobrazić sobie noszenia wszystkich talerzy na drugie piętro, dlatego skorzystaliśmy z opcji “do pokoju”.
Śniadanie można było zamówić niemal bez problemów na dowolną godzinę. Elementy składowe śniadania wybiera się zaznaczając krzyżykiem konkretne pozycje na papierowej liście. Zestaw zamówiliśmy na 8:20, aby spokojnie zjeść i zdążyć na autobus o 9:29.
Gdy restauracje pozostają zamknięte, nie ma sensu szukać jedzenia na terenie miasta. Pierwszego dnia postanowiliśmy skorzystać z oferty hotelowej kuchni. Okrojone menu w formie papierowej ulotki zabraliśmy do pokoju.
W ofercie gastronomicznej znajdowało się zaledwie kilkanaście dań. Mogliśmy zamówić sałatki, dania mięsne i wegetariańskie, a także zestawy dla dzieci. Wśród dań były również przekąski i desery.
Zdecydowaliśmy się na tradycyjne burgery, które zamówiliśmy telefonicznie. Po niecałym kwadransie kelner zapukał do naszych drzwi z kolacją. Zapłaciliśmy zbliżeniowo, tak jak ustaliliśmy przez telefon. W pokoju czekał na nas prezent powitalny - butelka czerwonego wina, które idealnie komponowało się z burgerem.
- Burgery z frytkami i krążkami cebulowymi, a do tego wino, które dostaliśmy w prezencie.
Co jedliśmy
Nasze śniadanie pojawiło się punktualnie. Pani kelnerka podjechała pod drzwi ze stolikiem wypełnionym jedzeniem. Podawała owinięte folią spożywczą lub aluminiową kolejne talerze i tace. Dostaliśmy również zamówioną kawę, soki i jogurty.
- Poranne śniadanie w niczym nie odbiegało od tego wydawanego w restauracji.
Na talerzach znajdowały się serwis zimny: zestaw sałat, mięs i serów. A na przykrytych folią aluminiową podano oddzielnie frankfurterki i parówki, jajecznicę oraz jajka sadzone. Jako słodki dodatek zamówiliśmy gofry z bitą śmietaną.
- Gofry podane pod filią były ciepłe i smakowały pysznie.
Najedzeni i szczęśliwi ruszyliśmy w góry. Był to bardzo udany dzień!
- Po takim śniadaniu mieliśmy siły wejść pod Śmielec.
Tego dnia kolację zjedliśmy w formule na wynos wracając do hotelu. Po powrocie musieliśmy jednak złożyć kolejne zamówienie na śniadanie (codziennie trzeba było składać nowe).
Ponieważ był to nasz ostatni nocleg w Jeleniej Górze, a do Wrocławia wyjeżdżaliśmy przed południem, postanowiliśmy zjeść skromniejsze śniadanie. Zamówiliśmy tylko jajecznicę, frankfurterki oraz standardowy zestaw warzyw serów i wędlin. Do tego standardowo kawę, soki oraz jogurty. Tym razem jako deser zamówiliśmy naleśniki na słodko.
Będziemy o tym opowiadać wnukom
Sytuacja związana z tym wyjazdem była naprawdę wyjątkowa. To pierwszy raz od kilku miesięcy kiedy mogliśmy spać poza miejscem zamieszkania.
Obowiązki, jakie narzucono na hotele - udostępnienie połowy pokoi oraz jedzenie na wynos, na pewno były sporym wyzwaniem dla obsługi, ale musimy powiedzieć jasno, że poradzono sobie z tym bardzo dobrze.
Największą zaletą wyjazdu były śniadania do pokoju, choć same pokoje są słabo przystosowane do spożywania posiłków.
- Herbatka na szlaku również zrobiona w hotelu.
Wyposażenie
Pokój: wyposażenie zgadzało się ze stanem sprzed pandemii. Brakowało jedynie wszelkiego rodzaju ulotek, informatorów papierowych i długopisów. Do naszej dyspozycji standardowo był czajnik oraz herbaty i kawy w torebkach. Mieliśmy również dwa kubki do parzenia napojów.
Łazienka: mogliśmy korzystać ze wszystkiego poza suszarką. Do dyspozycji mieliśmy również zestaw ręczników, plastikowe kubeczki, a żel i mydło w płynie pobieraliśmy z dyspenserów przymocowanych do ściany.
Pościel i ręczniki nie były zmieniane przez obsługę codziennie, ale istniała możliwość ich wymiany po wstępnym umówieniu z recepcją. Brudne naczynia, ręczniki i pościel zostawiało się na korytarzu przy drzwiach - były na bieżąco usuwane lub wymieniane przez obsługę.
Ostatnia modyfikacja: poniedziałek, 11-09-2023 r.