Wyjątkowe ukształtowanie Lwiej Skały sprawiało, że była ona oczywistym miejscem do budowy warownego zamku. Gdy na Sigirię przybył Kassapa, na jej szczycie znajdował się klasztor. Król eksmitował mnichów na pobliską Pidurangalę, gdzie u podnóża skały zbudowali nową świątynię.
- Zanim weszliśmy na skałę czekał nas trekking przez dżunglę.
Do Pidurangali wybieramy się na piechotę, to zaledwie trzy kilometry spacerkiem od naszego hotelu, dlatego rezygnujemy z przejazdu tuk tukiem czy wypożyczania rowerów.
- Po drodze widzieliśmy słonia, małpy i małe warany.
Wejście
Po 45 minutach marszu docieramy do wejścia na teren świątyni, przez którą trzeba przejść, aby dotrzeć do ścieżki prowadzącej na dach skały.
Wąskim chodnikiem przechodzimy do skręcającej w prawo ścieżki prowadzącej ostro w górę - nikt nie kazał nam ściągać butów, a przebywający na terenie świątyni pracownicy sami chodzili w klapkach.
- Nawet nie wiedzieliśmy, że przeszliśmy przez świątynię. Nikt tutaj nie kazał nam ściągać butów - także nikt inny ich nie ściągał.
Pierwszy etap wspinaczki prowadzi po prowizorycznych schodach, gdzie po drodze podchodzą do nas bezpańskie psy, które towarzyszą nam przez całą drogę, niczym opiekunowie.
- Ten piesek towarzyszył nam podczas wejścia na górę.
W dalszej drodze przejdziemy koło posągu leżącego Buddy. To miejsce, w którym kończy się łagodne podejście, a zaczyna dzika ścieżka usłana ogromnymi głazami.
- Leżący Budda został "ulepiony" z cegłówek.
Początkowo są one łatwe do przejścia - choć warto zachować czujność. Tuż przed szczytem sytuacja znacznie się komplikuje.
- Sprawy zaczynają się komplikować już pod samym wejściem na dach skały.
Skupisko ogromnych głazów na końcu tworzy skomplikowaną strukturę, w której zobaczymy kilka ścieżek wejścia na taras Pidurangali. Proponujemy odnaleźć swoją własną drogę dostosowaną do wzrostu i wagi, ale także zwracać uwagę na psa towarzysza, który wskazał nam chyba najłatwiejszą ścieżkę wejścia.
Wysiłek w pełni się opłacił. Już po chwili mogliśmy cieszyć się widokiem okolicy.
Na górze
- Jeszcze chwileczkę, już za momencik...
- Widoki zapierają dech w piersiach.
Dach Pidurangali warto obejść dookoła, ponieważ rozpościera się z niej panorama przedstawiająca sięgającą horyzontu zieleń z delikatnie zarysowanymi górami.
- Dobre oko dostrzeże wśród zieleni białego Buddę, albo samotną białą dagobę.
Z drugiej strony skały znajdziemy zupełnie inny pejzaż - jej pomarańczowa powierzchnia przywodzi na myśl afrykańskie stepy.
- Afrykańskie stepy w Sri Lance?
Najczęściej odwiedzany przez turystów taras widokowy, znajdujący się na wysokości 306 metrów n.p.m., jest przy samym wejściu - tuż za ogromnym głazem. To kadr dobrze znany z folderów reklamowych. Sigiryja, czyli Lwia Skała, na tle zielonej nieskończoności prezentuje się zjawiskowo.
- Polecamy spędzić tutaj chwilę, aby w pełni docenić widok.
Którą skałę wybrać?
Widoki z Pidurangali są przepiękne, ale warto pamiętać, że obie skały to miejsca, które różni niemal wszystko.
- Wejście na Pidurangalę kosztowało nas 1000 Rs.
Pidurangala to po prostu skała z możliwością zobaczenia pięknego widoku, jednak poza tym nic tutaj nie ma.
Na szczycie Sigiryji znajdują się pozostałości miasta, z którym związana jest okrutna historia. Na terenie kompleksu pozostało wiele zabytków starożytności.
Uważamy, że niezależnie od tego, czy jesteście zwolennikami historii, czy też nie - warto zapłacić za droższy bilet i doświadczyć magii tego niezwykłego miejsca. Gdy opuścicie wyspę, prawdopodobnie już nigdy do tego miejsca nie wrócicie.
- Dzień wcześniej zauważyliśmy tam grupkę zwiedzających. Gdy weszliśmy na skałę byliśmy sami!