Podróż busem z Wrocławia do Trójmiasta to nie lada wyzwanie. Ten swoisty eksperyment trwał ponad dziewięć godzin w ciasnych fotelikach. To może każdego zniechęcić do takiego sposobu podróżowania. Na szczęście przetrwaliśmy i nawet dotarliśmy na miejsce punktualnie.
Dzień 1 – Przyjazd
Dworzec Gdańsk Główny przywitał nas w całej okazałości, ale nie dane nam było się nacieszyć tym widokiem. Od razu pojechaliśmy kolejką SKM do Sopotu, gdzie zameldowaliśmy się w bardzo przytulnym apartamencie z dwoma oddzielnymi pokojami połączonymi loggią.
Ponieważ przybyliśmy do Sopotu o znośniej porze – postanowiliśmy jeszcze zwiedzić miasto, czyli najbardziej znane miejsca – Kościół Garnizonowy, ulicę Bohaterów Monte Cassino, Skwer Kuracyjny, najdłuższe w Europie molo o drewnianej konstrukcji, plażę i pobliski park, który nosi teraz nazwę Marii i Lecha Kaczyńskich.
Dzień 2 – Gdynia
Pierwszego dnia wybraliśmy się do Gdyni. Wyjechaliśmy po śniadaniu, a komunikacją miejską dotarliśmy szybko pod Dworzec Główny w Gdyni – ten modernistyczny budynek to największy dworzec miasta oraz jedna z najważniejszych stacji kolejowych w Trójmieście.
Jeszcze 100 lat temu Gdynia była małą wioską. Prawa miejskie Gdynia uzyskała 4 1926. Impulsem do rozwoju miasta była budowa portu, który powstał w celu zapewnienia Polsce dostępu do morskich szlaków i bazy marynarki wojennej wobec niepewnej sytuacji w Wolnym Mieście Gdańsku. Szybki napływ ludności i dynamiczny rozwój portu sprawiły, że w ciągu kilkunastu lat po nadaniu praw miejskich Gdynia ze wsi rybackiej przekształciła się w miasto zamieszkane przez 127 tys. osób (1939).
Szybkim krokiem udaliśmy się na Skwer Kościuszki i do portu, który był celem naszej wycieczki. Tam obejrzeliśmy wszystkie statki, ale nie udało nam się odwiedzić Oceanarium, które było tego dnia akurat zamknięte.
Po wycieczce udaliśmy się do jednego z nowych centrów handlowych, aby sprawdzić co w modzie piszczy, a w drodze powrotnej do dworca odwiedziliśmy jeszcze jadłodajnię na ulicy Świętojańskiej.
To nie koniec! Kolejnym etapem wycieczki była Rumia, a dokładniej biblioteka, którą uruchomiono na modernistycznym dworcu PKP. Tam pozwiedzaliśmy, wypiliśmy kawę i udaliśmy się do Sopotu.
Dzień 3 – Sopot
Kolejny dzień wycieczki postanowiliśmy spędzić w Sopocie, ale na spacer mieliśmy zamiar wybrać się dopiero po śniadaniu.
Tym razem chcieliśmy dokładniej zwiedzić miasto. Przeszliśmy je wzdłuż i wszerz, podziwiając przedwojenną niemiecką architekturę. Nie dało się nie skojarzyć sopockiego budownictwa z tym dobrze znanym z karkonoskich kurortów jak Karpacz i Szklarska Poręba.
Wnioski nasunęły się następujące – Sopot to bardzo piękne miasto, ale z ograniczonymi możliwościami rozwoju z uwagi na otaczające je giganty (Gdynia i Gdańsk). Jest jednak spory potencjał wypoczynkowy, którego miasto jeszcze w pełni nie wykorzystuje.
O zmroku skierowaliśmy się ponownie do centrum na obiad, a gdy już zapadły ciemności udaliśmy się na molo, które o dziwo było otwarte i wcale nie zdominowane przez turystów. Chcieliśmy przejść się do końca, ponieważ całkiem niedawno rozbudowano je o dodatkową betonową marinę.
Dni 4-5
W przerwie od Sopotu jeździliśmy sobie do Gdańska (o tym w kolejnym filmie).
Dzień 6 – Ostatni spacer po Sopocie
Ostatniego dnia pobytu w tym pięknym kurorcie postanowiliśmy leniuchować i nic nie robić. Tryb „leniucha” szybko się wyłączył z uwagi na ciepłą jesień tamtego roku. Postanowiliśmy zatem skorzystać z rewelacyjnej pogody i wybrać się na plażę, a następnie odwiedzić jeszcze jeden obiekt, który znamy dobrze z telewizji – mowa oczywiście o Operze Leśnej.
Z Latarni Morskiej w Sopocie do Opery jest niemal 2 km. To spacer na 30 minut. Do celu idzie się nieco pod górkę, skąd można podziwiać bardzo ładne widoki. Niestety, Opera była zamknięta, ale aby nie obejść się smakiem postanowiliśmy odwiedzić pobliską Łysą Górę, gdzie w zimie działa wyciąg narciarski.
Wracając do centrum przeszliśmy koło Dworca PKP oraz budowanej galerii (pierwszy taki obiekt w Sopocie). Budowa robi wrażenie – będzie trzeba kiedyś odwiedzić to miejsce ponownie.