To tutaj powstał pierwszy uniwersytet, w mieście przejdziecie się chyba najdłuższymi arkadami na świecie, a liczba romańsko-gotyckich budowli przytłacza.
Ten tekst nie będzie pochwałą dla pięknej architektury czy wielowiekowej spuścizny włoskich mecenasów sztuki. To tekst o naszych wrażeniach po pierwszej wizycie we Włoszech, dlatego nie oczekujcie kolejnej galerii pięknych fotek, tylko naszej subiektywnej oceny stanu miasta i tego co nam zaoferowało.
Do Bolonii trafiliśmy przez przypadek. Podczas planowania podróży do Jordanii okazało się, że łatwiej będzie wrócić do Wrocławia przez Bolonię, niż tłuc się po nocach między Modlinem a Warszawą. Dzięki tej decyzji czas naszego pobytu poza granicami Polski nie uległ zmianie, za to zaoszczędziliśmy około 100 zł na kolejowych biletach powrotnych.
Nie ulega wątpliwości, że miasto fascynuje zabytkową zabudową, ale zacznijmy od organizacji komunikacji dojazdowej do miasta. Byliśmy miło zaskoczeni, że z lotniska (jest niespełna 3,5 km do centrum Bolonii), dojedziemy bezpośrednim autobusem. Super, bo tego oczekiwaliśmy w XXI wieku. Niestety, entuzjazm szybko opadł, gdy dowiedzieliśmy się, że bilet na Aerobus BLQ kosztuje 6 euro (ok. 27 zł) od osoby. W jedną stronę. 3,5 km.
Gdybyśmy nie byli zmęczeni, zapewne poszlibyśmy na zatrzymujący się poza lotniskiem autobus miejski (dziwnym trafem, wszystkie linie rozjeżdżają się na boki niemal tuż przed jego bramami - przejazdy nimi są o wiele tańsze). Wcale nie narzekamy. Świadomie zapłaciliśmy za miejsce sardynek w puszce - czuliśmy się jak w zapchanych miejskich autobusach Wrocławia. Niemniej od razu przypomnieliśmy sobie historyjki o naciąganych na zawyżone rachunki turystach.
Po zameldowaniu w hotelu (na szczęście blisko dworca kolejowego i przystanku Aerobusa BLQ), zaczęliśmy szukać bazy obiadowej. Co ciekawsze restauracje otwierane były dopiero o 18:00 - wcale nas to nie zdziwiło, biorąc pod uwagę legendarne opowieści o nocnych włoskich imprezach. Z hotelu wyszliśmy wcześniej, aby zwiedzić starówkę, zanim jeszcze kompletnie zalały je ciemności.
Bolonia jaka jest, każdy wie. Albo się wam po prostu wydaje. Na zdjęciach i filmach to piękne miejsce, ale w rzeczywistość jest zupełnie inne i chcemy to pokazać, a właściwie opisać, gdyż po zderzeniu z surową rzeczywistością, postanowiliśmy nie kręcić filmu z tego miejsca, a także fotek specjalnie dużo nie zrobiliśmy - bo zwyczajnie miejsca nie grzeszyły urodą.
Co warto zobaczyć w Bolonii
Z przygotowaną wcześniej mapą i listą miejsc, nie mieliśmy trudnego zadania. Wiedzieliśmy, że Bolonia posiada układ typowy dla średniowiecznych miast - to znaczy, że w czasach, gdy było otoczone murami - wszystko co ważniejsze znajdowało się w ich wnętrzu. Dlatego wystarczyło kierować się na południe od hotelu, aby dotrzeć do rynku tętniącego życiem. Po dłuższym spacerze zobaczyliśmy wiele zabytków.
- W drodze na rynek Piazza Maggiore.
Zwiedzanie warto zacząć od głównego rynku, na którym znajdują się najważniejsze budynki.
- Piazza Maggiore to centralny rynek miasta, którego zarys powstał około 1200 roku. Wyznaczono wtedy miejsca budowy ważniejszych budynków, jak ratusza, Bazyliki św. Petroniusza pałaców Palazzo dei Notai, Palazzo d'Accursio, Palazzo del Podestà oraz Palazzo dei Bianchi.
- Bazylika św. Petroniusza - poświęcona patronowi miasta. Jedna z najbardziej znanych tego typu budowli na świecie. Budowa rozpoczęła się około 1390 roku.
- Na rynku zobaczymy również fontannę Neptuna z 1565 roku.
I dalej...
- Due Torri - czyli dwie wieże, które na dodatek są krzywe (tak, nie tylko w Pizie jest taka - w Bolonii są dwie!). Wieże o różnej wysokości chylą się ku sobie tworząc znak X. Poza nimi na terenie miasta jest jeszcze kilka, a podobno w średniowieczu było ich aż sto!
- Plac św. Stefana, to szczególne miejsce jest nazywane placem siedmiu kościołów.
- Z nazwą miasta od zawsze kojarzy się Uniwersytet Boloński - pierwszy na świecie.
- Namiastka Wenecji, czyli Finestrella di Via Piella - jest to miejsce z małym okienkiem, po którego otwarciu zobaczymy jedyny odcinek zachowanego do dziś kanału miejskiego.
Byliśmy oczywiście pod wrażeniem, ale nie trwało to długo. Miasto jest strasznie zaniedbane. Zabytki są w opłakanym stanie - stan techniczny najdłuższych arkad na świecie, którymi szczyci się Bolonia, pozostawia wiele do życzenia. Do tego niemal na każdym kroku przypadkowe graffiti, czy jak kto woli “murale”. Wyłania się z tego obraz wielowiekowego zabytkowego klimatu przeplatany nowoczesnym elektryzującym nieładem i kubłami na śmieci.
- Plac, przez który przechodziliśmy. W tle wymalowane budynki, po prawej kontenery na śmieci.
Skoro jesteśmy już przy śmieciach - w wielu miejscach śmierdzi, czego nie potrafiliśmy zrozumieć, dopóki nie zaczęliśmy zwracać uwagi na porozstawiane po kątach pojemniki na śmieci. Mowa tu o sporych kontenerach o pojemności 1100 litrów. Znajdują się przy każdej większej atrakcji - bez żadnego zażenowania. Kubeł na śmieci stanowi stały element tła dla wielowiekowych zabytków, których bajeczne filary wymalowane są przez graficiarzy bądź po prostu wymagają pilnego remontu.
Stan otoczenia wydaje się nie przeszkadzać młodym Włochom, którzy w wielu miejscach przesiadują na schodkach pijąc piwo, czy też paląc szluga. Tak po prostu. W sąsiedztwie śmietnika. A wieczorem miasto tętni życiem.
Rano dla odmiany miasto wydawało się być wyludnione. Nie działało chyba nic poza kioskiem z gazetami oraz sklepem z pamiątkami i oczywiście restauracją typu fast food. W tym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma szans na typowe włoskie śniadanie, bo prawdopodobnie za wcześnie wstaliśmy. Mieliśmy jednak mało czasu do wylotu i zdecydowaliśmy się nie wybierać do starego miasta - skorzystaliśmy z oferty McDonald’s.
- Rano wszystkie rowerki zaparkowane na stojakach.
Niemniej nasze kulinarne spotkania z włoską kuchnią wspominamy bardzo dobrze. Był to chyba największy plus tego krótkiego pobytu. Wieczorna pizza w stylu włoskim przerosła nasze oczekiwania. Była to potrawa przyrządzana jak w filmach, co widzieliśmy w Polsce może dwa razy. Do pizzy oczywiście obowiązkowa oliwa i pinta piwa - była to niesamowita uczta dla podniebienia.
- Pyszna pizza, a pod nią galeria "kulinarna" - szczególnie polecamy bar na zdjęciu.
Śniadanie również bardzo przypadło nam do gustu, przede wszystkim za sprawą bardzo dobrej kawy, w zestawie z pysznym croissantem. Zestaw kawa+rogalik spodobał nam się do tego stopnia, że zamówiliśmy go również na lotnisku.
- Zestaw kawa i rogalik.
Ciekawostka z kategorii śniadania w McDonald’s
We włoskiej ofercie śniadaniowej tego giganta nie zamówicie żadnych kanapek. Rano otwarte są tylko kawiarnie, w których dostępna jest szeroka oferta słodkich wypieków i kawy.
Wrażenia ogólne?
Nocna Bolonia nas zafascynowała. Jak na typowe europejskie zachodnie miasto, które nie jest tanie, to ceny wcale nie są kosmiczne. W Bolonii dobrze zjedliśmy, a pyszna poranna kawa uczyniła nasz dzień naprawdę szczęśliwym. Największym rozczarowaniem okazał się stan zabytków i czystość w mieście. Jak na razie, obok Paryża, to najbrudniejsze miasto, jakie widzieliśmy w Europie. Wiele zasłyszanych historii o polityce śmieciowej włoskich miast znalazło odzwierciedlenie w rzeczywistości i w połączeniu z fatalnym stanem zabytków pomogło nam podjąć decyzję, że do Włoch szybko nie wrócimy.
A z resztą zobaczcie sami. Poniższy przycisk przekieruje Was do ulic Bolonii, którymi spacerowaliśmy.