Paryż to potężne miasto położone w dorzeczu Sekwany. Ulice rozchodzą się promieniście od centrum a dzielnice numerowane są cyframi rzymskimi od centrum śladem ślimaka zgodnie z ruchem wskazówek. Jednak w tej dziwnej konstrukcji łatwo się odnaleźć, a wszystkie ważniejsze zabytki znajdują się bardzo blisko siebie.
Spaliśmy w 18-tej dzielnicy, położonej na północ od centrum - zatem nie jest to zbyt daleko od głównych zabytków. W okolicy znajdowało się kilka ciekawych budynków, np. Place du Tertre, Kościół Saint Pierre de Montmartre, Bazylika Sacré-Cœur, Moulin Rouge, Kościół Saint-Vincent de Paul, a także dwa dworce kolejowe, które szczególnie mnie interesowały Gare du Nord oraz Gare de l'Est. Kościołów tutaj niezwykle dużo – szybko doszedłem do wniosku, że wszystkich i tak nie obejrzymy.
Pierwszego dnia udaliśmy się na południe zwiedzając oba duże dworce (północny i wschodni) położone niemal obok siebie. Dalej, mijając różne kościoły, kierowaliśmy się na górującą nad panoramą Saint-Jacques Tower. Tam było już blisko do Sekwany i wyspy Ile de la Cité na której położona jest Katedra Notre-Dame. Tutaj chwila dla fotoreportera – obeszliśmy ją niemal dookoła, ale do samej katedry nie udało się wejść z uwagi na ogromne kolejki!
Południowym nabrzeżem Sekwany dotarliśmy do mostu Pont du Carrousel, i przez niego prosto pod Luwr. Niedaleko wyłania się łuk triumfalny Arc du Carrousel (ufundowany przez Napoleona I), jest mniejszą wersją Łuku Triumfalnego z placu Charles’a de Gaulle’a.
Zwiedziliśmy muzeum i pobliski park, po czym wróciliśmy na północ do naszego hotelu. Po drodze poszliśmy do Opery, mijając po drodze niezliczone kościoły i pomniki (wszystkich tutaj nie wymienię), po czym udaliśmy się na posiłek.
Drugiego dnia udaliśmy się w stronę największej atrakcji miasta – wieży Eiffel. Po drodze odwiedziliśmy wspomniany wcześniej Moulin Rouge. Skręciliśmy na południe i znów wstąpiliśmy na ścieżkę kościołów - Kościół de la Sainte Trinité, Saint Augustin, sobór św. Aleksandra Newskiego. Stąd już prosta droga do Łuku Triumfalnego, ale zanim tam doszliśmy – trzeba było coś zjeść.
Pod łuk podeszliśmy słynną ulicą Champs-Élysées. Nie wiem, czy to zaplanowany ruch architektów przestrzennych, ale gdy zaczęliśmy wchodzić na plac Charles’a de Gaulle’a nagle pojawia się Łuk – wtedy łatwo stracić szczękę w zachwycie „łał”. Łuk Triumfalny jest ogromnym blokiem wysokim na 51 metrów, a szerokim na 45! Na łuku znajdują się cztery reliefy: Marsylianka, Triumf 1810, Obrona Francji przed koalicją 1814, Pokój. Fryz obiegający Łuk Triumfalny przedstawia wymarsz i powrót w chwale armii francuskiej. Przedstawiono także w mniejszej formie sceny z wielu znanych bitew.
Na Łuku wyryto nazwiska 386 oficerów napoleońskich, w tym 7 Polaków. Są to: gen. Józef Grzegorz Chłopicki, gen. Jan Henryk Dąbrowski, gen. Karol Otto Kniaziewicz, gen. Józef Feliks Łazowski, marsz. Cesarstwa Francuskiego, książę Józef Antoni Poniatowski, bryg. Józef Sułkowski, gen. Józef Zajączek.
Na pamiątkę napoleońskich zwycięstw wyryte są także nazwy pięciu polskich miast, są to: Gdańsk, Ostrołęka, Pułtusk, Lidzbark Warmiński (jako Heilsberg) oraz Wrocław.
Pod Łukiem znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza, którego Płomień Pamięci jest symbolicznie rozpalany każdego wieczora oraz niewielkie muzeum poświęcone historii tego obiektu.
Budowę Łuku rozpoczęto w 1806, na zlecenie Napoleona i z przerwami prowadzono do ukończenia w 1836, za panowania Ludwika Filipa I. Projektantem architektury jest Jean François Chalgrin, dekorację rzeźbiarską wykonał François Rude.
Spod Łuku udaliśmy się Avenue Kléber prosto w stronę wyłaniającej się za kamienicami wieży Eiffel. Na Palais de Chaillot doznaliśmy sporego dysonansu poznawczego, ponieważ był on obecnie w remoncie, co psuło cały efekt pojawienia się wieży.
Pod wieżą chwila dla fotoreporterów. Jest ona ogromną i naprawdę ciekawą konstrukcją, jednak jak każdy turysta, który ją odwiedza, powiedziałem sobie w duchu „jaka mała”…
Po zabezpieczeniu dokumentacji wizualnej udaliśmy się Polami Marsowymi w stronę Ściany Pokoju (co za ironia, tydzień po głośnych zamachach terrorystycznych), a następnie obejrzeliśmy jeszcze okazały budynek szkoły wojskowej oraz muzeum de l'Armée. Pod pałacem Burbonów zeszliśmy do metra i pojechaliśmy do hotelu.
Wycieczka okazała się nad wyraz ciekawa, ale pogoda listopadowa nie rozpieszczała. Miejscami było mokro, ale zwykle padał „kapuśniaczek”.
Zauważyliśmy także, że miasto jest bardzo różnorodne, ale także zaniedbane i brudne. Ulica, przez którą przechodziliśmy (był na niej rynek rybny) w drodze powrotnej była kompletnie zasyfiona przez porzucone skrzynie i towar. To samo spotkaliśmy po porannym rynku owocowym.
Ostatnia modyfikacja: czwartek, 11-01-2024 r.